Wpisy z tagiem "noc ducha":
Św. Weroniki Dżuliani (de Giuliani), Kapucynki
Żyła około roku Pańskiego 1727.
(Żywot jej był napisany przez Ojca Krywellego Jezuitę, jéj spowiednika.)
Święta Weronika przyszła na świat 27 Grudnia, roku Pańskiego 1660, w Merkatello, małém miasteczku księstwa Urbińskiego, w Państwie Kościelném. Ojciec jéj Franciszek Dżulani (de Giuliani) był mieszczaninem bardzo zamożnym, matka Benedykta z Mancyniów, wysokiéj pobożności kobietą. Nasza Święta na Chrzcie odebrała imię Urszuli.
Od lat pierwszego dzieciństwa objawiało się w niéj coś nadzwyczajnego. Będąc przy piersi, we środy, piątki i soboty, ledwie kilka kropel pokarmu brała, i okazywała radość, gdy w te dnie, matka karmiła inne ubogie dzieci. Miała pięć miesięcy, gdy wniesiono do pokoju gdzie była obraz przenajświętszéj Trójcy: dziecina wyrwała się z rąk matki, i pobiegłszy do wizerunku, cześć mu oddała. Mając półtora roku była ze służącą w sklepie, w którym kupiec fałszywą miarą mierzył. Mała Urszulka zawołała na niego: „Co robisz! pamiętaj że Bóg na cię patrzy.” W trzecim roku życia urządziła sobie przed obrazem Matki Boskiéj, mały ołtarzyk, który przyozdabiała czém tylko mogła. Rozmawiała tam z Matką Boską i z Panem Jezusem, jakby przed nią żywi stali. Często składała na ten ołtarzyk owoce, które jéj na śniadanie dawano, i mówiła do Pana Jezusa z przedziwną prostotą: „Jeśli ich jeść nie będziesz, i ja ich nie skosztuję.” Zdarzało się iż Matka Boska podawała jéj na ręce Pana Jezusa; a Pan Jezus biorąc część owoców dla siebie, drugą téj świętéj dziecinie oddawał. Cuda zaś te poświadczone zostały późniéj, przez starsze osoby, które na to patrzały. Razu pewnego gdy modliła się przed tym obrazem, Matka Boska powiedziała do niéj: „Pamiętaj córko moja, że masz być oblubienicą Syna mojego,” a Pan Jezus zwracając się do przenajświętszéj Panny rzekł: „Chcę abyś tą naszą przyjaciółką, Sama kierowała.” Miała cztery lata, kiedy umierającéj jéj matce przyniesiono Wiatyk. Po przyjęciu go przez chorą, Urszula przyczepiła się do ust jéj, i zaledwie ją od nich oderwać można było. Matka umierając, najusilniéj poleciła córkom których pięć pozostawiała, aby miały szczególne nabożeństwo do Ran Chrystusowych; w tym celu pomiędzy nie je rozdzieliła, a naszéj Świętéj dostała się rana boku Pańskiego.
Po stracie matki, którą Urszula najwięcéj uczuła, przez lat kilka, swobodnie oddawać się mogła ćwiczeniom pobożnym, gdyż dom ojca jéj mało był przez obcych uczęszczanym. Lecz gdy został on wysokim urzędnikiem w mieście Plezancyi, zaczął żyć bardzo wystawnie i po światowemu. Pomimo tego Urszula nietylko swojego sposobu życia nie zmieniała, lecz coraz większych przydawała sobie umartwień, szczególnie od czasu gdy po przyjęciu pierwszéj Komunii świętéj, kilkakrotnie Pan Jezus objawił się jéj biczowany i okryty ranami. Odtąd już codzień biczowała się ostrą dyscypliną, a niekiedy pokrzywą.
Ojciec który ją nad wszystkie dzieci miłował, chciał ją koniecznie wydać za mąż: lecz Urszula oświadczyła mu, iż postanowiła wstąpić do zakonu. Dżuliani długo na to nie chciał zezwolić, i tém się składając, że już dwie córki miał w klasztorze. Wtedy Urszula zapadła ciężko na zdrowiu, a lekarze i pojąć jéj cierpienia nie mogli, i żadnéj jéj ulgi nie przynosili. Zauważano tylko że skoro mówiono jéj o klasztorze, lepiéj się miała. Przyszło w końcu do tego że stracono nadzieję aby żyć mogła. Przerażony ojciec pozwolił jéj zostać zakonnicą, i Urszula w tejże chwili ozdrowiała.
Wstąpiła do klasztoru Kapucynek, w mieście Czytta di Kastello (Citta di Castello). Miała lat ośmnaście gdy przywdziała habit świętéj Klary, przybierając imię Weroniki.
Lecz na samym wstępie zawodu w którym do wysokiéj miała dojść świątobliwości, zły duch uderzył na tę wybraną duszę. Zaledwie weszła do nowicyatu, rozbudził w niéj tęsknotę za ojcem, rodziną a nawet i światem, w którym nigdy póki wśród niego żyła, nie podobała sobie. Co większa i mistrzynią nowicyuszek tak źle przeciw niéj usposobił, iż o mało co ją nie wydalono z klasztoru.
Wsparta jednak łaską Bożą i opieką Maryi do któréj ciągle uciekała się, przezwyciężyła Weronika te ciężkie pokusy. Po wykonanych zaś uroczystych ślubach, trudno wyrazić jak rączym krokiem szła po najszczytniejszych drogach doskonałości, i jak nadzwyczajnemi łaskami i darami obsypywał ją Pan Jezus, lecz oraz w jakim ogniu wszelkiego rodzaju cierpień, probował i uświęcał tę, szczególnie przez Siebie wybraną, duszę. Umartwienia czyniła nadzwyczajne: ostrą włosiennicę któréj sam widok przerażał, nosiła ciągle. O chlebie i wodzie prawie ciągle pościła, a kilka lat przebyła bez żadnego zgoła pożywienia, zasilając się tylko pokarmem który cudownie z jéj dziewiczéj piersi wypływał. Na modlitwie niekiedy całe noce spędzała, odbierając wtedy cudowne objawienia. Co więcéj: razu pewnego Pan Jezus ukoronował ją koroną cierniową, włożył na jéj palec na znak zaślubin, pierścień który z rany boku swojego wyjął, i nakoniec obdarzył ją swojemi bliznami w rękach, nogach i boku, od wszystkich widzianemi. Zdarzało się iż widywano ją doznającą na sobie wszystkich szczegółów męki Pańskiéj, tak że w oczach drugich w powietrze uniesiona, ukrzyżowaną zostawała.
To wszystko stało się powodem, że siostry zakonne posądziły ją o czarodziejskie sztuki, i przyszło do tego, iż jako czarownicę i opętaną zamknięto ją do ciemnego więzienia, i polecono jednéj z sióstr, aby się z nią jak najsurowiéj obchodziła. Weronika zniosła tę niezasłużoną ciężką karę z największą radością przez miłość cierpień Pana Jezusa, który okazując się jéj wtedy, kilkakrotnie kładł swój krzyż na jéj barki mówiąc: „Przekonaj się córko moja, że mój jeszcze cięższy od twojego.” Razu pewnego, wśród jéj najstraszniejszych wewnętrznych ucisków, objawił się jéj także Zbawiciel i tak do niéj przemówił: „Święta Teresa mawiała: Panie cierpieć albo umrzeć. Święta Magdalena de Pazis: Nie umierać ale: cierpieć, a ty córko moja co obierasz?” – „Ani cierpieć, ani umrzeć, tylko wolę Twoję spełniać,” odrzekła Weronika.
Lecz co było dla niéj najtrudniejszém do zniesienia, to że niekiedy na długie czasy, zdawał się ją Pan Bóg opuszczać, zsyłając na nią największe oschłości i ciemności wewnętrzne. Wśród tych traciła zupełnie pamięć wszystkich łask od Boga odbieranych, wątpiła o sobie saméj, i nic nie mając na pamięci jak tylko to co sobie przez ciąg całego życia za grzechy poczytywała, doznawała pokus najokropniejszéj rozpaczy o zbawienie. Przebyła to jednak ta wielka sługa Boża, z niezachwianą ani na chwilę cierpliwością i ani kroku na drodze doskonałości się nie cofając. Poznały ją nakoniec siostry i prałaci pod zarządem których klasztor ten zostawał, i już Weronikę otoczono tą czcią jaka jéj wysokiéj należała się świętości. Została mistrzynią nowicyuszek i przez lat dwadzieścia w czasie których ten obowiązek spełniała, z pod jéj przewodnictwa wyszło liczne grono zakonnic wysokiéj świątobliwości. Z wielką miłością obchodząc się z niemi, nie przepuszczała jednak bez upomnienia najlżejszych przewinień. Zdarzyło się razu pewnego, iż gdy wychodziła z chóru do refektarza, jedna z nowicyuszek, z uśmiechem powiedziała do niéj, że w czasie pacierzy była trochę roztargnioną. Święta mistrzyni zbladła jak ściana, i gdy usiadły do stołu nic w usta wziąść nie mogła. Nowicyuszka spytała ją czy nie ona była przyczyną jéj smutku: „A czyż możesz wątpić o tém, odrzekła Weronika, kiedyś to straszne słowo: Zgrzeszyłam, chociaż wiem że tylko powszednie, wyrzekła do mnie z uśmiechem!”
Gdy została Opatką, doznała wielkiéj obawy, czy godnie obowiązkom swoim odpowiedzieć potrafi. Wtedy wpadła w zachwycenie, w którém w duchu zaniesioną została przed sąd Boski. Tam ujrzała Pana Jezusa z surową twarzą, i już mającego wydać wyrok jéj potępienia. Lecz wstawienie się Matki Bożéj, wstrzymało Jego groźbę, i Pan Jezus z oznakami szczególnéj łaskawości odprawił ją od Siebie. Widzenie to sprawiło takie wrażenie na Świętéj, iż nazajutrz zdawało się że umiera, i udzielono jéj ostatnie Sakramenta. Pamięć zaś tego, jak sama wyznawała, już potém do saméj śmierci zatrzeć się w jéj umyśle nie mogła. Poczytywała ona to widzenie za szczególną łaskę Boską, przez którą chciał ją Pan Bóg utwierdzić w jéj wysokiéj świątobliwości, a uchronić od szkód, na jakie narażoną mogła być jéj dusza, przy ciągłém już odtąd, aż przez lat trzydzieści trzy, piastowaniu urzędu opatki. Jak była świętą i doskonałą zakonnicą, świętą i doskonałą mistrzynią, taką téż okazała się i przełożoną, a klasztor ten pod jéj zarządem, stał się najwyższym wzorem doskonałego życia zakonnego.
Aby dopełnić miary jéj wysokich zasług, zesłał na nią Pan Bóg przy końcu jéj życia, długą i ciężką chorobę. Pięćdziesiąt lat już przebyła w zakonie, kiedy dnia pewnego, zdrową jeszcze będąc, zażądała aby jéj wcześniéj niż zwykle dano Komunią świętą. Odchodząc od ołtarza, padła tknięta apopleksyą. Zachowała jednak zupełną przytomność i mowę. Wnet rozwinęły się przytém choroby prawie wszelkiego rodzaju. Przez trzydzieści trzy dni cierpiała nadzwyczajnie, do czego przyczyniły się jeszcze najstraszniejsze wysiłki złego ducha, ostateczną swoję wściekłość na jéj duszę wywierającego. Wszystko to znosiła ze spokojem niezachwianym, i anielską cierpliwością.
Po przyjęciu z wieczora ostatnich Sakramentów świętych, około północy wpadła w konanie, które trwało trzy godziny, jak Jezusowe na krzyżu. Spowiednik widząc ją blizką śmierci, rzekł do niéj: „Matko Weroniko, już tedy stajesz u kresu twoich pragnień.” Co Święta usłyszawszy podniosła wzrok na niego i długo patrzała, jakby czegoś żądała. Wtedy przypomniał on sobie, że ona nieraz mówiła iż nie chciałaby umrzeć bez jego rozkazu. Zbliżył się więc do niéj i powiedział: „Jeśli jest wolą Bożą, abym ci kazał świat ten opuścić; idź do twego niebieskiego Oblubieńca.” Święta spuściła oczy, zawarła powieki, skłoniła głowę i Bogu ducha oddała. Umarła 9 Lipca, roku Pańskiego 1727. Ogłoszona błogosławioną przez Piusa VII; w roku 1839 w uroczystość przenajświętszéj Trójcy przez Papieża Grzegorza XVI kanonizowaną została.
Po śmierci, gdy wydobyto jéj serce, znaleziono na niém najdobitniéj wyrażone, wszystkie narzędzia męki Pańskiéj, o czém za życia jeszcze, spowiednikowi swojemu powiedziała była.
Pożytek duchowny
Im wyższemi i cudowniejszemi łaskami obdarza Pan Bóg jaką duszę, tém większe objawia się w niéj posłuszeństwo. Dla tego i święta Weronika tak w téj cnocie celowała, iż i do Nieba nie chciała pójść inaczéj jak z rozkazu swego ojca duchownego. Pamiętaj, że pokorna uległość tym którym posłuszeństwo winniśmy, jest probierczym kamieniem, jak prawdziwéj cnoty chrześcijańskiéj, tak szczególnie wyższéj pobożności.
Modlitwa (Kościelna)
Panie Jezu Chryste, któryś błogosławioną Weronikę dziewicę, znamionami męki Twojéj cudowną uczynił; spraw miłościwie, abyśmy krzyżując ciało nasze, radości wiekuistych dostąpić zasłużyli. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 569–571.
Św. Maryi Magdaleny de Pacys (de Pazzis) Karmelitanki
Żyła około roku Pańskiego 1607.
(Żywot jéj był napisany przez ojca Wincentego Puczyni Karmelitę, jéj spowiednika.)
Święta Marya Magdalena ze znakomitéj włoskiéj rodziny Paców (de Pazzis) spokrewnionéj z panującym domem Medyceuszów, urodziła się we Florencyi roku Pańskiego 1566. Na chrzcie świętym otrzymała imię Katarzyny. Skoro przyszła do poznania Boga, starała się służyć Mu najdoskonaléj. Małém dzieckiem będąc, a nad wiek swój roztropna, wyszukiwała sobie odosobnione miejsca w domu rodzicielskim, aby swobodniéj oddawać się modlitwie. Wstawała wśród nocy dla biczowania się, i potém kładła się na słomianym worku. Gdy dla zbyt młodego wieku, nie mogła być jeszcze przypuszczoną do stołu Pańskiego, czego całém sercem pragnęła, starała się towarzyszyć matce gdy ta szła do kościoła dla przystąpienia do Komunii świętéj, i kiedy matka odchodziła od ołtarza po jéj przyjęciu, mała ta dziecina przysuwała się jak mogła najbliżéj do niéj, doznając wtedy takiéj pociechy na duszy, jakby i w nią wstąpił był Pan Jezus. Do Matki Bożéj uciekała się ze szczególną ufnością we wszelkich swoich potrzebach. Razu pewnego, a miała wtedy lat sześć, gdy z nadzwyczajną gorącością modliła się przed obrazem przenajświętszéj Panny, spytano ją o co tak usilnie prosi. „Proszę Matki Boskiéj, odrzekła, aby mnie nauczyła co mam czynić, aby się Bogu przypodobać.” W dziesiątym roku przystąpiła po raz pierwszy do Stołu Pańskiego, i już wtedy za zezwoleniem przewodnika duchownego ojca Rossi Jezuity, uczyniła ślub czystości. Odtąd téż poczytywała się za oblubienicę Chrystusową, o żadnych uciechach tego świata, chociażby najniewinniejszych, ani myśli nie dopuszczając. W świętéj cnocie czystości tak się przez to utwierdziła, że nigdy nie miała nawet wyobrażenia czém się ona naruszyć może. Od téj także pory zaczęła zadawać ciału rozmaite i ciągłe umartwienia. Miała lat dwanaście, kiedy rozmyślając mękę Pańską, a mianowicie cierniowe koronowanie Zbawiciela, zrobiła sobie wianek z cierni bardzo ostrych, i włożywszy go na głowę, całą noc w nim przepędziła. Spowiednik i matka zmuszeni byli pilnie czuwać nad nią, aby w umartwieniach jakie sobie zadawała, właściwą zachowywała miarę.
Ojciec jéj zamianowany Gubernatorem miasta Kortony, przenieść się tam musiał z Florencyi. Za poradą jéj spowiednika, umieszczono ją na ten czas na pensyi, u zakonnic klasztoru świętego Jana. Tam w pobożności jeszcze większy postęp uczyniła; lecz po powrocie rodziców, z wielkim i jéj saméj i zakonnic, które ją bardzo były pokochały żalem, musiała opuścić to miejsce, gdzie największém dla niéj szczęściem było to, że wszystek czas wolny od nauk, przepędzać mogła w kaplicy przed Przenajświętszym Sakramentem.
Po powrocie do domu, rodzice postanowili wydać ją za mąż. Ponieważ i urody była nadzwyczaj powabnéj, i bardzo bogata, a przytém słynęła ze skromności i świetnego wychowania, kilku młodzieńców z najpierwszych rodzin, przedstawiło się w zamiarze starania się o jej rękę. Lecz Święta oświadczyła stanowczo, że uczyniła ślub wstąpienia do zakonu. Rodzice z początku zezwolili na to bez żadnéj trudności; po kilkodniowym jednak pobycie jéj w klasztorze, kiedy już miała przyjąć suknię zakonną, za naleganiem reszty rodziny bardzo temu przeciwnéj, odebrali ją napowrót do domu: Przez trzy miesiące zmuszona była ta Święta dziewica, bolesne dla jéj synowskiego serca staczać walki, Wkrótce atoli zacni jéj rodzice, widząc jéj niezachwiane powołanie i wolę w tém Bożą, oddali ja ostatecznie Panu Jezusowi na wyłączną służbę. Katarzyna uszczęśliwiona, oblekła suknię córek świętéj Teresy w klasztorze Panien Karmelitanek przenajświętszéj Panny Maryi Anielskiej we Florencyi, mając lat szesnaście, i w zakonie przybrała imię Maryi-Magdaleny.
Jakkolwiek będąc jeszcze w domu, czyniła wielkie umartwienia i to z upoważnienia swego spowiednika, wstąpiwszy do nowicyatu, bez najmniejszéj przykrości zaniechała zupełnie tych które ze sposobem życia jakie prowadziły nowicyuszki, zgodzić się nie mogły, a to dla tego, aby się w niczém nie odszczególniać od nich. Wnet téż stała się wzorem doskonałości zakonnéj, godnym do naśladowania dla tych sióstr nawet które już długi czas w nich się wyćwiczyły. Wykonała śluby uroczyste w dzień świętéj Trójcy 27 Maja, z taką gorącością ducha, że odszedłszy od ołtarza, przed którym zaofiarowała się Panu Jezusowi na zawsze, wpadła była w zachwycenie kilka godzin trwające. Było to zadatkiem tych łask szczególnych, które miała odtąd doznawać w tak wielkiéj obfitości. Od téj chwili przez dwa lata, mało którego dnia nie wpadała w zachwycenia, od czterech aż do sześciu godzin trwające, a podczas których dano jéj było zatapiać się w najgłębsze tajemnice niebieskie. Ogień miłości Boga którym pałała był tak wielkim, że nie raz dla ochłody zimną wodą musiała okładać serce. Gdy wychodziła z zachwycenia, słyszano ją niekiedy głośno wołającą: „O! miłości! miłości! nikt Cię nie zna, nikt Cię nie miłuje!” W podobném uniesieniu porywała czasem za rękę drugą zakonnicę, mówiąc: „Pójdź ze mną siostrzyczko, biegnijmy wywoływać miłość!” Otrzymała od Przełożonéj, po usilnych prośbach i po odbytych próbach jej posłuszeństwa w téj mierze, pozwolenie poszczenia ciągle o chlebie i wodzie, i to przez lat dwadzieścia pięć zachowała bez przerwy, chociaż często zapadając na zdrowiu ciężkich doznawała cierpień.
Lecz spodobało się Panu Bogu, wybraną tę duszę, i w ogniu wewnętrznych utrapień oczyścić, wyprobować i zasługi jéj przymnożyć. Przez lat pięć doznawała wszelkiego rodzaju najcięższych pokus, jakby w ręce szatańskie wydana. Nietylko odstąpiły ją wszystkie łaski nadzwyczajne, jakie odbierała na modlitwie, lecz nawet pamięć takowych zatarła się w jéj umyśle. Wpadła w największe oschłości, czuła nadzwyczajny wstręt do wszelkich ćwiczeń pobożnych, znudzenie na modlitwie; wszystkie złe namiętności natarły na nią, a nawet najszpetniejsze, których dotąd ani wyobrażenia nie miała; mimowolna niechęć do zakonnego powołania, myśli bluźnierskie, rozpaczliwe, pokusy samobójstwa: wszystko to uderzało na nią, a obok tego zapadła i na zdrowiu i w całém ciele gwałtownych i strasznych doznawała boleści. Nakoniec dzień i noc ścigały ją jakieś przerażające widziadła. Wszystko to zaś przygnębiało ją bez żadnéj wewnętrznej pociechy, bez światła na duszy, słowem: przebywała najdotkliwsze i najcięższe do zniesienia męczeństwo. Łaska ją wprawdzie nie odstępowała, bo z tém wszystkiém walczyła mężnie, lecz że tak jest, nie czuła tego wcale.
Wśród tak okropnego przejścia, Magdalena nie folgowała sobie w niczém: zawsze tenże rodzaj życia umartwionego prowadząc, wszystkie ćwiczenia pobożne jak najwierniej spełniała. Do Matki Bożéj uciekała się bezustannie, i co miała czasu wolnego, w Jéj kaplicy przebywała, jęcząc i płacząc przed Jéj wizerunkiem. Znosiła to nietylko spokojnie, ale nawet chętnie, z wielkiego pragnienia cierpień dla Jezusa, i powtarzała: „/Nie umrzeć lecz cierpieć/” zmieniając hasło świętéj Teresy która mawiała: „/cierpieć albo umrzeć/.”
Po pięciu latach takiego oczyszczenia, gdy była na modlitwie, objawił jéj Pan Jezus iż próba ta już się skończyła. Oświadczyła to zaraz Przełożonéj, całując jéj ręce i mówiąc: „Burza już przeszła, niech droga matka podziękuje za mnie Panu Bogu.” Odtąd aż do śmierci, opływała jak przedtém w najwyższe pociechy niebieskie, coraz większy w świątobliwości i w jednoczeniu z Bogiem czyniąc postęp.
Jak we wszystkich cnotach zakonnych, tak szczególnie w posłuszeństwie i miłości ku siostrom, celowała. Taką czcią przejęta była dla każdéj, że całowała ich ślady gdy szła za niemi. Stan zakonny poczytywała za najszczęśliwszy na świecie. Całując ściany klasztorne, mawiała: „Gdyby ludzie wiedzieli jak się tu jest szczęśliwym, świat by się wyludnił i wszyscy wstąpiliby do zakonu.” Grzech, jako obraza Boża taki w niéj wstręt obudzał, że doznawała drżenia na całém ciele, na samę wzmiankę o nim. Odosobnienie tak miłowała, że było to dla niéj prawdziwą męką gdy zejść musiała do mównicy przy kracie. Pałała pragnieniem zbawienia dusz wszystkich, i na tę intencyą różne sobie zadawała umartwienia; niekiedy wołała: „O! miłości! miłości! daj mi głos tak silny, abym ludzi wszystkich od Wschodu do Zachodu, zwołać mogła do poznania Cię i umiłowania jako najwyższéj miłości!” W ostatnich latach zamiłowanie krzyża, do tego stopnia wzmogło się w jéj sercu, że dotknięta chorobą, w któréj doznawała tak strasznych boleści że lekarze podziwiali jak żyć mogła, błagała jeszcze Pana Boga, aby jej wszelkie wewnętrzne pociechy odjął, coraz częściéj powtarzając swoję ulubioną zwrotkę: „Ciągle cierpieć, i cierpieć tylko pragnę!”
Nakoniec wyniszczona długą chorobą, z anielską cierpliwością zniesioną, po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, otoczona siostrami których przez lat wiele była Przełożoną, poszła do Nieba dnia 25 Maja, roku Pańskiego 1607.
Klemens IX kanonizacyą jéj odbył ze zwykłą uroczystością roku 1669.
Pożytek duchowny
Widzisz w życiu dzisiejszéj Świętéj, jak wewnętrznemi utrapieniami, Pan Bóg oczyszcza dusze wybrane; a oraz jak one w takich razach mężnie z pokusami walczą. Postanów więc i ty opierać się pokusom jakich możesz doznać, i nie poddawaj się oschłościom w ćwiczeniach pobożnych, a tym sposobem i jedne i drugie, nie przeszkodzą ci do postępu na drodze doskonałości chrześcijańskiej.
Modlitwa (kościelna)
Boże dziewictwa lubowniku! któryś błogosławioną Maryą-Magdalenę dziewicę, Twoją miłością rozgorzałą, niebieskiemi darami zbogacił; daj abyśmy czcząc ją w dniu jéj uroczystości, w cnotach czystości i miłości naśladowali. Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą Zdrowaś Marya.
Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 431–433.
